Fuckin' songs > Love songs
Ale skoro już wspomniałam o muzyce: dlaczego miłosne ballady, ale takie prawdziwie miłosne schodzą na drugi plan? Dlaczego mało kto słucha teraz wypełnionych uczuciami piosenek? Kto w ogóle wymyślił kategorię 'FUCKIN' SONGS'?! W jej przeglądzie pojawiła się piosenka Justina Timberlake'a "My love". Ok, rozumiem, utwór jest w porządku, ale skomentowano go (i tu uwaga: cytat!) "Już nie ballada, ale jeszcze bez zadyszki." Nie rozumiem, naprawdę. Czy teraz, by piosenka była fajna, musi być z odpowiednim teledyskiem (if you know, what I mean) i obcojęzyczna, by nie do końca zrozumieć tekst, ale ważne, że pada tam słowo 'love'?! "Nieważne o czym, ważne, że sugestywnie."
"Znamy się z aplikacji..." - czyli o tym, jak nowinki technologiczne burzą kontakty międzyludzkie.
Wystarczy, że polubisz jego/jej zdjęcie i już możecie iść do łóżka! Związek?! Coś czuję, że nadejdą czasy, gdy to słowo nie będzie mieć żadnego znaczenia. Tylko co wtedy? Komunikacja międzyludzka sprowadzi się do różnych aplikacji. Zaznaczysz na co masz dziś ochotę, twój partner to sprawdzi i będzie w porządku. Będzie? Jak dla mnie to absurd. Czysta kpina z ludzkich uczuć. Kolejne pokolenie 'dojrzałych' ludzi, będzie w 3/4 swingersami. Bo jak brzmi ich zasada: Do kina chodzisz tylko ze swoim chłopakiem. Do łóżka - z kim chcesz. Zupełnie nie mam pojęcia, czym jest to spowodowane. Brakiem szacunku, oryginalnością...? Nie wiem. Chcesz spotkać się z facetem z aplikacji? Proszę bardzo, ale aplikacja najpierw sprawdzi czy jesteś trzeźwa. *śmiech_na_sali* Autorzy takich programów na androida robią to serio czy po prostu z nas kpią i śmieją się w swoich biurach z coraz większej liczby idiotów pobierających aplikację? Obawiam się o to wszystko... Przeraża mnie fakt, że zanika kontakt "twarzą w twarz". Jeszcze chwila, a zaszyjemy się w swoich pokojach przed laptopem/tabletem/komórką i będziemy bać się ludzi. A propos! Przypomniał mi się tekst o związkach na odległość. Łączenie się przez androida z wibratorem swojej dziewczyny... Nazwano to teledildonikacją. Nie chcę wiedzieć, co będzie następne. Nawet nie chcę o tym myśleć. Jestem już osiemnaście lat na tym świecie. Myślałam, że się przyzwyczaję, ale co chwila ludzie zaskakują mnie czy czymś nowym. Ja naprawdę nie pasuję do tego świata. Czy są jeszcze ludzie, którzy od czasu do czasu piszą list miłosny do swojej drugiej połówki? Chociaż raz w życiu? Błagam, powiedzcie, że ktoś to jeszcze robi, a nie wyznaje miłości przez Facebook'a "żeby wszyscy widzieli".
A może to ze mną jest coś nie tak? Jeśli czyta to jakiś psycholog, to poproszę o wizytę, a może dwie, najlepiej całą sesję, dopóki nie ogarnę tej kuwety.
PS: Wy też nie spodziewaliście się takiego artykułu? Życie mnie zmusiło, wybaczcie.
"PYTASZ MNIE CO CZUJĘ, ODPOWIADAM, ŻE JUŻ CZUJĘ WSZYSTKO, CZYLI NIC."
Pozdrawiam, K.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz